|
|
Autor |
Wiadomość |
scribo
Gość
|
Wysłany: Pią 18:25, 04 Wrz 2009 Temat postu: nadzieja matką głupich, ale i tak próbuję ;) |
|
|
:: Scribo
:: 14 lat
:: 6798493
:: Pisze dużo - w większości fan fiction. Taka pasja A teraz chciałam spróbować z czymś nie fan fikowym. Cóż, mogę wstawić moją ostatnią miniaturkę (niestety dość krótka, jeśli nie wystarczy, mogę wkleić jeszcze jakieś)
"Nieładny"
– Proszę pani, a Greg ściągał!
– Nieładnie Greg, przecież wiesz, że nie wolno oszukiwać.
Próbował pomóc koledze.
– Proszę pani, a Greg bił się z Tommy’m!
– Nieładnie Greg, przecież wiesz, że nie wolno się bić.
Próbował się bronić.
– Proszę pani, a Greg ciągnął Lily za warkoczyk!
– Nieładnie Greg, przecież wiesz, że nie wolno dokuczać dziewczynkom.
Próbował zwrócić na siebie jej uwagę.
– Proszę pani, a Greg poszedł na wagary!
– Nieładnie Greg, przecież wiesz, że nie wolno.
Próbował nie pokazać nikomu podbitego oka.
Nieładnie, nieładnie, nieładnie. Trzeba będzie wezwać ojca do szkoły. Ach, ten Greg. Nieładnie.
– Nieładnie chłopcze. Znowu mnie zawiodłeś.
– To nie…
– Cicho! Nieładnie… Musimy cię ukarać.
– Mamo…
– Przykro mi Greg, nie mogę nic zrobić. Dostałeś karę… przecież wiesz, że postąpiłeś nieładnie.
Nieładnie było się starać… Nieładnie było próbować się wybić, znaleźć kolegów, bronić się. Nieładnie było próbować znaleźć sprawiedliwość. Nieładnie.
Nieładny Greg. Nieładny.
bardzo nieładny KONIEC
Dotyczące postaci:
:: Skye Hazel Edden
:: 16 lat
:: Pochodzi z bogatej angielskiej rodziny z tradycjami. Rodzice patrzą tylko na dobro rodu - wychowywali Skye z właściwym sobie chłodem i dystansem, wpajali sztywne zasady arystokracji. Dziewczyna nigdy nie zaznała ciepła i miłości, a mimo to... marzy o tym, że kiedyś spotka prawdziwą miłość, że wszystko się ułoży. Niepoprawna optymistka.
Wychowanie pozostawiło na niej widoczne piętno - do wszystkiego podchodzi z rezerwą, wybudowała wokół siebie mur, przez który tylko nielicznym udało się przebić. Romantyczka.
Nieprzeciętnie inteligentna, nieco dziwna w obyciu - trudno z nią rozmawiać, ponieważ ma bardzo niepoukładany, nieschematyczny, chaotyczny sposób myślenia; w dodatku ironia i cynizm powinny być jej trzecim i czwartym mieniem.
Zgrywa twardą, ale w rzeczywistości łatwo ją zranić.
Lubi się śmiać, ale mało komu udaje się przywołać na jej twarz uśmiech.
Marzy o tym, by kiedyś zostać pisarką - chce pisać o ulicy, o życiu. Planuje ucieczkę z domu od sztywnych reguł świata arystokracji i zanurzenie się w prawdziwym świecie.
:: Alexis Bledel
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Cyź.
whatever gets you off.
Dołączył: 23 Cze 2009
Posty: 145
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: twosides.
|
Wysłany: Pią 21:16, 04 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
chciałabym przeczytać więcej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bell.
wpierdalam koty.
Dołączył: 15 Kwi 2009
Posty: 459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: London - Kondon! <3
|
Wysłany: Pią 21:19, 04 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
A ja wolałabym coś więcej poczytać. Nie same dialogi. Masz jakąś inną próbkę? ;d
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
scribo
Gość
|
Wysłany: Sob 9:57, 05 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Pewnie mogę wkleić np. dwa pierwsze rozdziały fika, którego właśnie piszę
Oto one:
"Świat niewidziany"
Odc. 1
Kroki. Uderzenie. Urwany krzyk. Jeszcze jeden cios. Szamotanina. Karetka pędząca na sygnale, zaraz za nią policja.
*
Tego ranka nic w parku nie zapowiadało nadchodzącej katastrofy.
Po południu nic nie wskazywało na to, że tragedia miała tam miejsce. Nic, oprócz dwóch starszych pań, zajmujących ławkę i rozmawiających przyciszonymi głosami.
– To był taki dobry chłopiec, psze pani, taki dobry chłopiec…
– Tak, tak, koleżanko szanowna, pamiętam jak pomagał mi torby z zakupami na górę wnosić. Wie koleżanka, już nie te lata… Taki uczynny chłopczyk, taki grzeczny.
– Mi w ogródku pomagał. Taką dobrą rękę miał do warzyw, oj dobrą… Nie mogę uwierzyć, że to się stało.
Pierwsza z kobieta nachyliła się do drugiej.
– No tak, ale jak ma się taką rodzinę… No trudno się dziwić…
– Ależ jego matka była taką dobrą kobietą, tak się nim opiekowała, żeby wyrósł na porządnego człowieka…
– Ale jego ojciec! To niezłe ziółko było. A bo to raz przez ścianę słyszałam, jak i ona płakała i dzieciak płakał… A on pił i bił, nikogo nie słuchał.
– No tak, tak – przyznała. – Biedny chłopak…
– Biedny. Ale coś takiego zrobić…
– Taka tragedia… Wiadomo już coś o tej kobiecie?
– Niestety… Żadnych wiadomości… Jak dobrze, że karetka tak szybko przyjechała.
– Tak, tak… Ale widok był straszny, psze pani, straszny…
– Czym on ją właściwie uderzył?
– To był wyłamany kawałek ramy okiennej, jeszcze szkła trochę w nim było… To z tamtego opuszczonego domu, o tam, na rogu.
Druga z kobiet ze świstem wciągnęła powietrze.
– A właściwie kim była ta kobieta?
Staruszka zamyśliła się.
– Ona mieszka tu, niedaleko. Co rano przebiega przez park… Co, jak się okazuje, ją zgubiło… Chyba jest lekarką. Zresztą, nie wiem o niej zbyt dużo.
Kobieta pokiwała głową.
– No tak, no tak… A co mają zrobić z tym chłopcem?
– Na razie zabrali go na policję, ale wszystko zależy od tego, czy ona będzie chciała go pozwać.
– Na jej miejscu nie chciałabym się jeszcze do tego włóczyć po sądach.
– A ja odwrotnie. Widzi pani, pani kochana, ja bym spać nie mogła, myśląc o tym, że taki chuligan po okolicy krąży i że znowu komuś coś zrobi…
– Co racja, to racja…
*
Tymczasem na komisariacie policji…
– No dobrze, młody człowieku, więc powiedz mi, co zrobiłeś – odezwał się starszy już oficer. Siedział naprzeciwko trzynastoletniego chłopca o płowej czuprynie i zaciętym wyrazie twarzy.
Chłopiec najwyraźniej nie był skory do współpracy, bo milczał jak zaklęty.
Policjant westchnął.
– Posłuchaj mnie – Fred, tak? – no więc, Fred… Twoja współpraca ułatwi sprawę i możliwe, że załagodzi wyrok… Naprawdę, przy takiej ilości świadków i dowodów rzeczowych najlepszym wyjściem będzie, jeżeli po prostu mi wszystko opowiesz.
Fred wzruszył ramionami.
– Co tu jest do opowiadania? Kawałek ramy ze szkłem leżał na podłodze tamtego domu. Wziąłem go i poszedłem do parku. Tamta babka biegła… Potrąciła mnie. Byłem zły i jej oddałem. Wszystko.
– Oddałeś jej – powtórzył z niedowierzaniem. – Uderzając prosto w twarz, prawie zabijając? Po co wziąłeś tamtą ramę? I co robiłeś w tamtym domu?
– Spałem – burknął. – Ojciec wyrzucił mnie z domu. Chciałem wrócić po mamę, a ramę wziąłem, żeby się przed nim bronić. Ja chyba… – zaciął się na chwilę. – Nie panowałem nad sobą, ok? Po prostu to zrobiłem i już.
Policjant westchnął ciężko. Zupełnie nie wiedział, co ma zrobić z tym dzieciakiem. Widział już takie przypadki – młode dzieciaki, bite, znieważane w domu, same wyrastały na kopie rodziców. Wystarczył drobny impuls, jak tutaj przypadkowe szturchnięcie, aby utraciły panowanie nad sobą. Pytanie, czy można przekreślać ich życie przez to, co zrobili z nimi rodzice?
*
Robert Chase wolałby być gdziekolwiek indziej. Oddałby wszystko, by tego dnia dyżur nie należał do niego. Mógłby nawet dyżurować przez cały rok, oprócz tego konkretnego dnia. W końcu kto chciałby operować osobę, którą tak dobrze zna…?
A teraz jeszcze musiał wypełnić jej kartę.
Przyczyna operacji:
Uderzenie w twarz; w twarzy utkwiły odłamki szkła i drzazgi.
Przebieg:
Operacja przebiegła pomyślnie, bez powikłań – udało usunąć się wszystkie ciała obce.
Skutki:
Na twarzy przez kilka tygodni pozostaną malutkie blizny.
Zatrzymał się na chwilę i wziął głęboki oddech. Zapisanie tego było jakby przypieczętowaniem tragedii.
Inne wnioski:
Nieodwracalne uszkodzenie wzroku. Pacjentka będzie niewidoma do końca życia.
Zerknął na nagłówek. Lekko zawinięte „L” w jej imieniu zdawało się mrugać do niego złośliwie.
Czy wiecie jak to jest, kiedy wasz świat rozpryskuje się na miliony maleńkich kawałeczków? Nawet jeśli tak, powinniście się cieszyć, bo przynajmniej mieliście jeszcze te kawałki, widzieliście, mogliście coś z nimi zrobić. Ona nie miała tego przywileju. Jej świat po prostu pogrążył się w całkowitej ciemności…
Odc. 2
Nieświadomość – cóż za piękne słowo. Opisuje najwspanialszy ze stanów umysłu. Wierzcie mi – czasami lepiej nie wiedzieć nic.
*
Rada nadzorcza szpitala zebrała się w pełnym składzie. Siedzieli przy stole, pili kawę… Na pierwszy rzut oka normalne spotkanie. Sprawa, nad którą dyskutowano, zwyczajna nie była.
– Szanowni koledzy, koleżanki – odezwał się w końcu dr Roberts – znaleźliśmy się kłopotliwej sytuacji, chyba wszyscy to przyznacie.
Odpowiedziały mu kiwnięcia głów, zgodne pomruki, lub po prostu apatia.
– Jedna z nas została pozbawiona możliwości wykonywania swoich obowiązków i musicie się zgodzić, że nie może dalej pozostawać na obecnym stanowisku.
Znów zgodne przyznanie racji.
– Wiec – z ciężkim sercem – wnoszę o usunięcie dr Lisy Cuddy ze stanowiska dziekana medycyny i administratorki Princeton – Plainsboro Teaching Hospital.
Zdecydowana większość podniosła rękę.
Dr Robert uśmiechnął się ze smutkiem.
– A teraz chyba powinniśmy wybrać kogoś na jej miejsce, przecież szpital musi funkcjonować…
– Nie zapominajmy o Housie – odezwała się jedna z lekarek.
Dr Roberts skinął głową.
– Oczywiście, musi to być ktoś z nas, osoba o najsilniejszym charakterze, która sobie z nim poradzi. Głupotą byłoby go zwalniać – jest świetną reklamą dla szpitala.
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
– Może ty, Roberts? – spytała ta sama kobieta.
– Oczywiście, jeżeli mnie wybierzecie, obejmę tę funkcję, ale nie…
– Świetnie – przerwała mu. – Kto głosuje za?
Robert uśmiechnął się z ledwie skrywaną satysfakcją. Komplet. I kto powiedział, że z tragedii innych nie może wyniknąć nic dobrego?
*
Fred opierał się plecami o zimną ścianę celi. Spędził w niej już kilka godzin, które bez wyjątku wykorzystał na rozmyślania.
Nie był do końca pewien co się wtedy stało. Jakby wzrok przesłoniła mu taka czerwona mgiełka, w uszach szumiało…
Wspomnienia zamazywały się.
Czy żałował? Nie był pewien. Co z tego, że tamta kobieta – kimkolwiek była – nic mu nie zrobiła? On swojemu ojcu wadził jedynie tym, że się urodził. Tutaj wina nie miała znaczenia. Liczyła się kara. Czasem za nic, czasem za wszystko. Wymierzona przypadkową ręką.
Skoro on mógł cierpieć, to dlaczego inni nie? Zrobił jej to samo, co codziennie robiono jemu.
Skoro krzywdził go ojciec, to przecież nie mogło być do końca złe, prawda? W końcu to ojciec. Tak ważna osoba w życiu każdego, niedościgniony wzór, symbol wielkości. Czemu nie miałby go naśladować. Przecież o to chodziło, prawda?
Teraz był pewien – nie żałował.
*
Nie padał deszcz – słońce oświetlało ziemię, ukazywało wachlarz różnorodnych barw, blasków i cieni. Cóż za ironia.
On jeszcze jej nie dostrzegał. Na razie cieszył się ciepłym dniem, idealnym do jazdy motorem. Dojechał na miejsce.
Wchodząc do szpitala już wyczuwał, ze coś jest nie tak. Cuddy nie stała przy rejestracji z kartą pacjenta dla niego; było też cicho. Zbyt cicho, nienaturalnie cicho. Nie podobało mu się to. Miał wrażenie, że wszyscy na niego patrzą.
Dostrzegł Chase’a znikającego za załomem korytarza. Przyspieszył. Australijczyk musiał wiedzieć, co się dzieje.
Dopadł blondyna z kolejnym rogiem.
– Umarł ktoś czy szpital splajtował?
Chase obrócił się do niego z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
– Gorzej i zapewne już niedługo.
House zamrugał. Interesujące… Cuddy nigdy nie dopuściłaby do plantacji szpitala, wiec wniosek nasuwał się sam…
– Wylali Cuddy? – spytał z niedowierzaniem. Kto byłby takim idiotą?
– Też – przyznał Robert.
– Wreszcie przyłapali ja na molestowaniu pracowników? – próbował żartować, ale nawet on wiedział, że mu się nie udało. Był zaszokowany. Nic nie rozumiał.
Chase wzruszył ramionami.
– House, nie spałem od trzydziestu godzin, jestem po wyczerpującej operacji, marzę tylko o tym, żeby się wykąpać i położyć do łóżka. Nie mam czasu na rozmowę. Jeśli chcesz coś wiedzieć, idź do sali dwieście trzynaście – poinformował go zmęczonym głosem blondyn, po czym odwrócił się i poszedł dalej. Pewnie do szatni, po swoje rzeczy, a potem do domu. On już wszystko wiedział, on już wszystko widział.
House nie. Dlatego miał zamiar posłuchać Roberta. Sala dwieście trzynaście. Pomyślał, że to niedobrze. Sala szpitalna, Cuddy wyrzucona z pracy… Wątpił, że znajdzie tam faceta znokautowanego przez Lisę – co uzasadniałoby zwolnienie jej – więc to musiała być… Nie. Wolał nie dopuszczać do siebie tej myśli.
Minął kolejny róg. Sale od dwieście dziesięć do dwieście dziewiętnaście. Przeszedł jeszcze kilka metrów i znalazł się przed celem swej wędrówki.
Wszedł do środka i zamarł z laską wyciągniętą do przodu i półotwartymi ustami. Jedynie szybkie unoszenie się i opadanie klatki piersiowej świadczyło o tym, że żył.
Na łóżku leżała Cuddy. Czoło, policzki, nos, ale najgęściej okolice oczu pokrywały cieniutkie, czerwone, poszarpane na brzegach blizny. Tworzyły groteskowy obraz – tragiczną mozaikę.
Powoli opuścił laskę na podłogę. Dokuśtykał do jej łóżka i zdjął z ramy kartę. Ostatni punkt wprost kłuł mu oczy. Nie mógł – czy może nie chciał – w to uwierzyć.
Zahaczył laskę o krzesło i przysunął je do jej łóżka. Usiadł. Westchnął ciężko – dlaczego wszystko musiało się skomplikować?
Poruszyła się. Natychmiast wbił w nią wzrok.
Najpierw poprawiła się na poduszce, poruszała głową. A potem otworzyła oczy. Zamrugała.
– Dlaczego tu jest tak ciemno? – spytała szeptem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sugar.
sprzedawca marzeń.
Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ... z krzesła przed monitorem. ^^.
|
Wysłany: Sob 14:08, 05 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
a ja jestem za. ^^.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cyź.
whatever gets you off.
Dołączył: 23 Cze 2009
Posty: 145
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: twosides.
|
Wysłany: Sob 17:30, 05 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
też.
ciekawy pomysł na ten fanfick, btw.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cyź. dnia Sob 17:31, 05 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bell.
wpierdalam koty.
Dołączył: 15 Kwi 2009
Posty: 459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: London - Kondon! <3
|
Wysłany: Sob 21:29, 05 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam całe i jestem za.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bell.
wpierdalam koty.
Dołączył: 15 Kwi 2009
Posty: 459
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: London - Kondon! <3
|
Wysłany: Nie 12:04, 06 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Łap subforum i rejestruj się. ;d
I jeszcze bannerek i adres bloga tam podrzuć mi. ;D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|